Parę razy miałem okazję być w strefach tropikalnych i tylko raz zdecydowałem się na antymalaryki doustne. Nie są obojętne dla zdrowia, nie dają gwarancji bezpieczeństwa (i tak trzeba stosować preparaty na skórę i moskitierę w nocy), a do tego u niektórych osób mogą wywoływać nieprzyjemne skutki uboczne. Zamiast tego z powodzeniem korzystałem z preparatów z DEET-em w stężeniu co najmniej 40%.
Kiedyś trzeba było takich specyfików szukać. Teraz na rynku dominuje Mugga, która oferuje preparaty w różnych stężeniach. Używałem wersję 50% - działa tak, jak powinna. Różnego rodzaju marki dostępne w zwykłych sklepach, np. OFF, Bros i inne mają często DEET, ale w bardzo niskim stężeniu. Jeśli nie sięga ono 7%, to w zasadzie kupujemy sprej z kiepskim zapachem i nic więcej. Warto rzucić okiem na skład. Szczególnie gdy potrzebujemy ochrony przed komarami w lasach oraz nad wodą. Podczas spływów kajakowych Bugiem tylko Mugga 50% dała radę i trzymała komary na dystans, a tam w sezonie jest ich mnóstwo. A istnieją preparaty o stężeniu sięgającym nawet 90% DEET.
DEET jest substancją znaną od dawna, najpierw używano jej w wojsku. Ma swoje wady. Po pierwsze śmierdzi jak guma w płynie zmieszana z asfaltem. Po drugie powinno się taki specyfik w końcu zmyć ze skóry, ponieważ nie jest szczególnie zdrowy dla człowieka. Po trzecie nie powinien być wykorzystywany zbyt często, a na pewno nie przez małe dzieci.
Szukałem alternatyw, również naturalnych i w zasadzie nie znalazłem niczego sensownego, aż natknąłem się na Moskito Guard. Preparat nie ma DEET-u, a jego aktywną substancją jest ikarydyna. Słyszałem o różnych cud-specyfikach i byłem sceptyczny, ale znajomi, którzy sporo jeżdżą w rejony malaryczne polecali, więc spróbowałem. Co ważne dla mnie, zależało mi również na tym, by preparat chronił przed kleszczami, których w Polsce jest dużo. Co roku łapię co najmniej jednego, a ryzyko boreliozy jest realne.
W skrócie - ikarydyna działa. Używałem Moskito Guard, który ma 20% ikarydyny i w sezonie w nocy, kiedy komarów było mnóstwo, żaden na mnie nie usiadł. To samo z kleszczami w Polsce. Miałem nawet taką sytuację, kiedy kleszcz wszedł z trawy na stopę (typowa sytuacja - unikanie wysokich traw to podstawa), obserwowałem jak próbuje się wspiąć wyżej (w stopę wbija się niechętnie). Byłem posmarowany na nogach od kostek po kolana. Kleszcz pochodził chwilkę po czym... odpadł. Ewidentnie zrezygnował, bo przecież kleszcze świetnie potrafią trzymać się skóry i po niej wędrować. Któregoś razu musiałem też chodzić dużo po gęstych krzakach, z trawami, pokrzywami, drzewami liściastymi, gdzie kleszczy na pewno jest wiele. Nie złapałem ani jednego - byłem wysmarowany Moskito Guard. Więcej dowodów nie potrzebuję. Plus dodatkowy - Moskito Guard nie śmierdzi, pachnie jak tanie mydło/dezodorant i to niezbyt intensywnie.
Moskito Guard ma jeden minus - jest drogie. Butelka 75 ml kosztuje co najmniej 40 zł, ale jest dość wydajna - preparat ma formę mleczka do smarowania. Szukałem alternatywy do tego produktu i okazało się, że Mugga wypuściła niedawno na rynek specyfik z 25% ikarydyny - bez DEET. Jest niemal 10 zł tańsza od Moskito Guard, natomiast po testach z udziałem kaszubskich komarów i kleszczów mam wrażenie, że Mugga wypada tutaj gorzej. Ochrona działa nieco słabiej i na pewno krócej niż w przypadku Moskito Guard. Wkrótce testować będę kolejne specyfiki z ikarydyną, tym razem Repel 50 (made in Scotland, 20% ikarydyny; drogi) oraz Autan (made in U.S.A., 20% ikarydyny, tani). Ciąg dalszy nastąpi. Nie ignorujcie kleszczy, to wredne dranie.
Comments